Przejdź do głównej zawartości

Plan dnia jest najważniejszy

Kiedy pierwszy raz straciłam pracę, byłam w takim szoku, że napisałam dość rozpaczliwego maila do znajomych, żeby im się wyżalić i zapytać czy mogą coś mi podpowiedzieć. Dostałam wtedy kilka odpowiedzi w rodzaju "nie łam się, będzie dobrze" i jedną bardzo konkretną, od kolegi którego poznałam kiedyś przez internet. I on mi wtedy doradził strategię, której trzymam się do dziś i do której wracam, gdy posypie mi się robota.

Przede wszystkim nie łamać się i nie popadać w czarnowidztwo. A najważniejsze: nie wypadać z rytmu.
Wstawać o sensownej godzinie, nie w południe, trzymać reżim, nie popadać w kompulsje.
Pilnować, żeby dzień miał swój kształt, żeby nie był bezładną zbieraniną przypadkowych czynności. Nie szukać obsesyjnie pracy, zaplanować to szukanie i nie przesadzać.
Robić coś niezwiązanego z pracą, co daje satysfakcję i pozwala się rozwijać - cokolwiek, co nie jest bierne, lecz wymaga wysiłku.
Każde, nawet najdziwniejsze zajęcie ma sens, jeśli jest twórcze.

Zaplanować tydzień tak, żeby weekend różnił się od dni powszednich, zachować rytm.

Brak tego rytmu straszliwie demoralizuje - bo im dłużej trwa, tym trudniej wrócić do regularnego rozkładu dnia. Kiedy po dłuższym okresie bez stałego zajęcia znalazłam wreszcie pracę (i to w zawodzie!), przez pierwsze miesiące nie umiałam się odnaleźć. Z jednej strony cieszyłam się, że mam zajęcie, z drugiej zaś okropnie męczyła mnie konieczność wstawania codziennie o tej samej godzinie, a zajmowanie się tym samym przez spory kawałek dnia wydawało mi się monotonne i nieznośne. Tym trudniej było mi się odnaleźć, że to praca zdalna, w domu. Czyli wymagająca wprowadzenia podziału na zadania zawodowe i prywatne, wykonywane przecież w tym samym miejscu. Przyzwyczajenie się do tego, ze mam pracę do wykonania codziennie, było sporym wyzwaniem. Potrafiłam z samej tylko niechęci do działania wymyślać tysiąc pretekstów, by nie odpisać na maila albo nie odebrać telefonu.
Fobia społeczna robiła swoje, bo odbieranie telefonów przychodziło mi z największym trudem.

Drugą dobrą radę dostałam od mojej byłej szefowej. Napisała mi, że jeśli chcę gdzieś pracować za darmo, to najlepiej tyko coś, na czym mi bardzo zależy i co mnie naprawdę interesuje. Nie cokolwiek i gdziekolwiek, tylko tam, gdzie mogę zdobyć fajne i potrzebne doświadczenie.

Czyli plan, cel, regularność i rytm. Pomagało mi też to, że w moim otoczeniu wszyscy wiedzieli lub prawie wszyscy pracowali i chcąc nie chcąc musiałam się dostosować do ich rytmu życia.