Przejdź do głównej zawartości

Brzydkie słowo na "B"

Bezrobotna? To nie o mnie. Mogę "być bez pracy", "szukać roboty", "rozglądać się za pracą", "szukać zleceń", "ogarniać ogłoszenia o pracę". Ale słowa "bezrobotna" prawie nigdy nie odnoszę do siebie. To ma za duży ciężar gatunkowy, niesie ponure skojarzenia z jakimiś ludźmi w poszarzałych ubraniach, tłoczącymi się w kolejce do pośredniaka. W ogóle samo słowo "pośredniak", upiorny relikt lat 90., jest cokolwiek przerażające. Stygmatyzuje. I właściwie coraz mniej znaczy w czasach kiedy umowy o pracę są coraz powszechniej wypierane przez śmieciówki.

Samo rejestrowanie się w pośredniaku też ma niewiele sensu, przynajmniej w mojej sytuacji. Owszem - daje ubezpieczanie - i to jest jedyna korzyść. Nie daje mi natomiast perspektywy znalezienia pracy. Bo ogłoszeń dla humanistów jest mało albo wcale.
"- Nie, proszę pana, dla kulturystów nic nie mamy" - usłyszał kiedyś w urzędzie pracy mój kolega ze studiów kulturoznawczych. Nie kulturystycznych.