Kiedy rodzice mojej partnerki zaczęli poważnie chorować i wymagać stałej opieki, po poważnym namyśle zdecydowałyśmy, że jedna z nas się wyprowadzi z Poznania i zamieszka z nimi w ich rodzinnym mieście w sąsiednim województwie. Miałam wtedy dorywczą pracę i wiedziałam już, że miejsce w którym pracuję niedługo zostanie zamknięte. Moja partnerka zaś pracowała na przyzwoitych warunkach w swoim zawodzie. Podjęłyśmy wtedy decyzję, że to ja wezmę na siebie opiekę, a moja partnerka w miarę możliwości nie zrezygnuje z pracy.
Tamta decyzja przemeblowała nasze życie zupełnie. Żadna z nas się nie spodziewała, że kłopoty zdrowotne rodziców skończą się śmiercią ich obojga w odstępie niecałego roku.
Kiedy zamieszkałam z nimi, moja partnerka pół tygodnia pracowała w Poznaniu, a na trzy-cztery dni przyjeżdżała do nas. Początkowo sądziłam, że uda mi się pogodzić opiekę nad teściami z pracą zdalną, że znajdę choć chwilę czasu dla siebie - ale to było niemożliwe. Przez ten czas dostałam dwie propozycje pracy, ale żadnej z nich nie mogłam podjąć.
Opiekując się teściami wypadłam zupełnie z obiegu: nie mogłam szukać pracy, nie mogłam się zarejestrować jako bezrobotna, bo przecież nie szukałam pracy i nie chciałam udawać, że mogę ją podjąć. Nie miałam czasu nawet na drobne zlecenia, bo opieka nad dwojgiem starszych osób pochłaniała całą moją energię. Nie mogłam też korzystać z żadnych świadczeń, bo wszelkie zasiłki i w takiej sytuacji przysługują tylko członkom rodziny. W tamtym okresie nasza czwórka utrzymywała się zatem z emerytur moich teściów (a potem już tylko z jednej) oraz z tego, co zarobiła moja partnerka dzieląca swój czas na pracę zarobkową i opiekę nad rodzicami. Z tych pieniędzy musiałyśmy opłacić utrzymanie domu teściów, wynajem mieszkania w Poznaniu, rachunki, dojazdy mojej partnerki do i z Poznania, leki, środki czystości, opał, dojazdy do lekarzy, dojazdy do szpitali oraz wszelkie inne codzienne potrzeby czterech dorosłych osób. Pieniędzy wystarczało nam zawsze na styk i chyba cudem udało nam się to wszystko wtedy ogarnąć.
Nie wiem, jaką decyzję w sprawie moich teściów podjęłybyśmy, gdybym miała wtedy pracę. Może podzieliłybyśmy się opieką inaczej? Żadne wyjście w tej sytuacji nie było dobre, każde rozwiązanie było w połowie dobre i w połowie złe, a na pewno trudne. Na pewno któraś z nas musiałaby zrezygnować z pracy. Nie brałyśmy nawet pod uwagę możliwości zatrudnienia kogoś do opieki nad rodzicami - uznałyśmy, że w te sytuacji jesteśmy potrzebne im my, a nie ktoś z zewnątrz.
Powrót do pracy po tak długiej przerwie był dla mnie ekstremalne trudny. Zaczęłam od dorywczego sprzątania, bo tylko to mogłam znaleźć na szybko. I bardzo się wtedy cieszyłam, że wreszcie zarabiam, że mam pracę, choćby taką kiepską, że zaczynam wracać do normalnego życia, w którym coś wreszcie zależy ode mnie. Potem dostałam drobne zlecenie w moim zawodzie, ale nadal nie była to regularna praca. Ponowne przyzwyczajenie się do tempa i jakości życia w Poznaniu też zajęło mi sporo czasu.
Tamta decyzja przemeblowała nasze życie zupełnie. Żadna z nas się nie spodziewała, że kłopoty zdrowotne rodziców skończą się śmiercią ich obojga w odstępie niecałego roku.
Kiedy zamieszkałam z nimi, moja partnerka pół tygodnia pracowała w Poznaniu, a na trzy-cztery dni przyjeżdżała do nas. Początkowo sądziłam, że uda mi się pogodzić opiekę nad teściami z pracą zdalną, że znajdę choć chwilę czasu dla siebie - ale to było niemożliwe. Przez ten czas dostałam dwie propozycje pracy, ale żadnej z nich nie mogłam podjąć.
Opiekując się teściami wypadłam zupełnie z obiegu: nie mogłam szukać pracy, nie mogłam się zarejestrować jako bezrobotna, bo przecież nie szukałam pracy i nie chciałam udawać, że mogę ją podjąć. Nie miałam czasu nawet na drobne zlecenia, bo opieka nad dwojgiem starszych osób pochłaniała całą moją energię. Nie mogłam też korzystać z żadnych świadczeń, bo wszelkie zasiłki i w takiej sytuacji przysługują tylko członkom rodziny. W tamtym okresie nasza czwórka utrzymywała się zatem z emerytur moich teściów (a potem już tylko z jednej) oraz z tego, co zarobiła moja partnerka dzieląca swój czas na pracę zarobkową i opiekę nad rodzicami. Z tych pieniędzy musiałyśmy opłacić utrzymanie domu teściów, wynajem mieszkania w Poznaniu, rachunki, dojazdy mojej partnerki do i z Poznania, leki, środki czystości, opał, dojazdy do lekarzy, dojazdy do szpitali oraz wszelkie inne codzienne potrzeby czterech dorosłych osób. Pieniędzy wystarczało nam zawsze na styk i chyba cudem udało nam się to wszystko wtedy ogarnąć.
Nie wiem, jaką decyzję w sprawie moich teściów podjęłybyśmy, gdybym miała wtedy pracę. Może podzieliłybyśmy się opieką inaczej? Żadne wyjście w tej sytuacji nie było dobre, każde rozwiązanie było w połowie dobre i w połowie złe, a na pewno trudne. Na pewno któraś z nas musiałaby zrezygnować z pracy. Nie brałyśmy nawet pod uwagę możliwości zatrudnienia kogoś do opieki nad rodzicami - uznałyśmy, że w te sytuacji jesteśmy potrzebne im my, a nie ktoś z zewnątrz.
Powrót do pracy po tak długiej przerwie był dla mnie ekstremalne trudny. Zaczęłam od dorywczego sprzątania, bo tylko to mogłam znaleźć na szybko. I bardzo się wtedy cieszyłam, że wreszcie zarabiam, że mam pracę, choćby taką kiepską, że zaczynam wracać do normalnego życia, w którym coś wreszcie zależy ode mnie. Potem dostałam drobne zlecenie w moim zawodzie, ale nadal nie była to regularna praca. Ponowne przyzwyczajenie się do tempa i jakości życia w Poznaniu też zajęło mi sporo czasu.