Przejdź do głównej zawartości

Polityka

Nigdy nie zagłosuję na liberałów. Bo ich stanowisko - czy to będzie Nowoczesna, czy PO czy jakaś inna podobna partia w ten deseń, zakłada, że kto nie ma dobrej pracy i pomysłu jak ją znaleźć, jest sam sobie winien. I nie należy mu się żadne wsparcie. Zresztą za rządów SLD podejście do tych kwestii było podobne, więc może to po prosu specyfika polskiej polityki, a nie opcji politycznych, że ma się pracownika w dupie.
Teraz, żeby pracować legalnie, mogę albo zatrudnić się w firmie, albo założyć swoją działalność. O pracę w mojej branży jest trudno, o zlecenia - ciut łatwiej. Teoretycznie zatem mogłabym założyć jednoosobową firmę (nawet dostać jakąś dotację na start) i szukać zleceń na własną rękę. Tylko że niezależnie od wysokości dochodu co miesiąc musiałabym płacić ZUS, co oznaczałoby, że w gorszych miesiącach dopłacałabym do firmy. Jasne, pierwsze dwa lata są preferencyjne, kilkaset złotych zamiast tysiąca dwustu. Ale to i tak sporo w branży, w której trudno przewidzieć, ile zleceń uda się zgarnąć w danym miesiącu. A płacenie całej stawki ZUS to już zupełna groza.
I zastanawiam się, jakim cudem ci wszyscy wyedukowani ekonomiści z tego czy poprzednich rządów, ci wszyscy profesorowie ekonomii na stanowiskach w ministerstwie pracy i polityki socjalnej nie wpadli przez dwadzieścia z górą lat na to, że ten horrendalny koszt, który każdy przedsiębiorca musi ponosić co miesiąc, uniemożliwia wielu ludziom (nie tylko nieudacznikom z dyplomem humanistki, jak ja) uczciwą pracę i możliwość sensownego zarobku?
Dlaczego ktoś samozatrudniony nie może wpłacać do państwowej kasy określonego procenta swoich przychodów, tylko ten straszliwy comiesięczny haracz? Dlaczego w takiej Irlandii przedsiębiorca płaci równowartość tych nieszczęsnych 1200 zł - ale rocznie?
Podobno atutem naszego kraju, jak twierdzą liberałowie, jest elastyczne prawo pracy. Dzięki czemu mamy armię sprzątaczek, ochroniarzy i pracowników fizycznych na umowach o dzieło. Bo przecież sprzątaczki szorując podłogi wykonują prace twórczą, a jako artystki nie muszą płacić ZUSu, bo żyją sztuką.

A na kogo będę głosować, to sama nie wiem. Choć wychodzi na to, że sprawy pracowe są dla mnie kluczowe i że chciałabym glosować na partię, która będzie mieć o nich jakieś pojęcie i napisze coś sensownego w programie.
Razem mieli sporo dobrych pomysłów, ale w tym roku wymyślili, że idą do wyborów z hasłem w rodzaju "35 godzin pracy w tygodniu zamiast 40". Brawo. Tylko że dla mnie takie hasło jest bez sensu, bo moim problemem nie jest to, że pracuję za dużo, tylko to, że nie mam stabilizacji ani szansy na przynoszącą dochód pracę na własny rachunek. I znowu ten cholerny ZUS. Za dużo to pewnie pracują ci, którzy się mieszczą w statystykach. Ja się nie mieszczę.